Riley Sager „Wróć przed zmrokiem” Recenzja książki
Dałam się złapać na intensywną promocję tej książki na Booktubie, ale mam przecież coś na swoje usprawiedliwienie. Podupadła wiktoriańska posiadłość, tajemnica sprzed 25 lat i Książka, która jest kluczem do rozwikłania tej zagadki. To brzmi tak dobrze, że aż porzuciłam swoje plany czytelnicze na najbliższy tydzień i udałam się razem z Meggie do Baneberry Hall.
Już na pierwszy rzut oka fabuła tej nastrojowej powieści może trochę kojarzyć się z „Innymi”, „Nawiedzonym domem na Wzgórzu” oraz „…w Bly” czy nawet z „Kobietą w czerni”. Z każdą kolejną stroną czuć jednak, że zmierza do dużego plot-twistu. Przez większość czasu ani bohaterka ani my nie wiemy bowiem co się właściwie dzieje, co jest prawdą a co wymysłem lub manipulacją. I rzeczywiście, niektórych z nas zakończenie może zaskoczyć, zwłaszcza, jeżeli daliśmy się uwieść gotyckiemu nastrojowi grozy.
Ostatecznie, choć jakoś specjalnie rozczarowana nie jestem, mam jednak wrażenie, że w tej opowieści czegoś brakowało. Trudno mi jednak uchwycić co to takiego, bo większość oczekiwań powieść spełnia wzorowo. Bardzo elegancko przeprowadzono tu zabieg odliczania do katastrofy. Z wielkim wyczuciem konwencji, choć nie nazbyt głęboko, odmalowano bohaterów drugoplanowych. Nie mam też, co dziwne, zastrzeżeń do zastosowanego tu i bardzo przeze mnie na ogół nielubianego motywu amnezji-niepamięci wydarzeń z dzieciństwa. Opowieść od początku do końca zachowuje wewnętrzną logikę, choć wraz ze zbliżaniem się do finału, owa logika zmienia swój charakter. Jest dobrze.
Więc dlaczego szukam dziury w całym? Czemu właściwie kręcę nosem? A może dlatego, że dosłownie wszystko co w środku już wcześniej widziałam w innych książkach bądź filmach. Czasami kropka w kropkę, aż przychodzi na myśl pytanie: które fragmenty Sager „przepisał” z którego ze znanych hitów. Pewnie też dlatego, że wszystkiemu: bohaterom, lokacjom i wydarzeniom brakuje jakby ostatniego muśnięcia pędzlem. Są jakby niedomalowane i ostatecznie brakuje im charakteru. I w końcu intryga, choć co do zasady bardzo mi się podobała, to jednak ostatecznie wydaje mi się być jakąś taka… nijaka i mam poczucie zmarnowanego potencjału. W tym cudownym anturażu gotyckiego horroru i noirowego thrillera można było pocisnąć. Pójść na całość. Zrobić coś innego, niż wszystkie te historie na których się wzoruje. Bardzo bardzo żałuje, że tak się nie stało.
PS: polskie tłumaczenie tytuł to jakiś żart.