Dan Simmons „Pieśń Bogini Kali” Recenzka książki

Jadę autobusem. Kilka minut temu skończyłam tę książkę czytać i – choć trudno w to uwierzyć – chwała bogom za covidowe maseczki. W przeciwnym wypadku, z moją szeroko otwartą gębą z całą pewnością stałabym się obiektem podejrzliwych spojrzeń współpasażerów. Choć już dwa dni temu z wielkim zachwytem przywitałam narastające uczucie silnego niepokoju, charakterystycznego tylko dla tych nielicznych opowieści grozy, które wstrząsną mną do głębi, za nic nie spodziewałam się jak bardzo. Czy to nie dziwne, że zaledwie chwilę po zamknięciu okładek żałuję, że już ją znam, bo z pasją pożarłabym ją ponownie?

PIEŚŃ BOGINI KALI Dana Simmonsa to jego debiut z 1985 r. i jednocześnie mój debiut jeśli chodzi o samego Simmonsa. Spektakularny w każdej mierze! Kto czyta me recenzje ten wie, że mam szczególną słabość do książek o książkach, poetach, pisarzach (w tym roku to już chyba taka trzecia), ale tym razem intensywność emocjonalna chyba przekroczyła skalę.

Od pierwszych chwil miałam dziwne poczucie swojskości, jakby „Pieśń” kojarzyła mi się z czymś co znam i lubię. Na początku z „Draculą” Stokera (choć nie ma tam żadnych wampirów a kto „Pieśń” przeczyta ten będzie wiedział). Potem z „Dzieckiem Rosemary” i z ubóstwianym przeze mnie „Klubem Dumas” Reverte (duch tak zwanych „Dziewiątych wrót” unosi się subtelnie nad całą tą historią). Debiutu Simmonsa nie sposób też oderwać od kontekstów dobrze znanych z niektórych opowiadań Lovecrafta a ja sama znalazłam w nim emocje, sceny lub choćby narracje, które doskonale oddają niektóre znane filmy, jak „Egzorcysta: Początek” czy – najbliższa chyba „Pieśni”- miażdżąca i rozrywający żywcem „Drabina Jakubowa”. To po prostu wybuchowy, wstrząsający i niezwykły koktail, który trzyma w sobie wszystkie te konteksty, jednocześnie żadnego z nich nie kopiując.

W tle tej przewrotnej opowieści, co do której ani przez chwilę nie mamy pewności, czy jest li i tylko majakami strapionego umysłu, niezdolnego do zrozumienia dziwnej, egzotycznej kultury zniszczenia i śmierci, legendują się pradawne krwawe kulty z potwornymi wielorękimi bóstwami a przede wszystkim potężne, dzikie i kompletnie pozbawione logiki egzotyczne miasto – samorodny czujący i reagujący twór, który sam kreuje swoją własną rzeczywistość i z którego nie sposób się wyplątać, bez ofiarowania mu wszystkiego, co w naszym życiu najcenniejsze.

Jak by nie patrzeć, „Pieśń Bogini Kali” zmiażdżyła, oszołomiła i zachwyciła mnie dokumentnie, kolejne powieści Simmonsa to wiec już tylko kwestia czasu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *