Stefan Darda „Dom na Wyrębach” Recenzja książki
Debiutancką powieść Dardy – „Dom na Wyrębach” – przeczytałam po raz pierwszy tuż po premierze (2008 r.) i została ze mną na zawsze. Dopadła mnie w momencie kiedy przeżywałam fazę dużego znudzenia i zniecierpliwienia literaturą grozy, niechętnie sięgając po kolejne książki z powodu wrażenia, że każda następna jest taka sama jak poprzednia. Nie będę ukrywać, że dziś, choć znam ją niemal na wylot, co jakiś czas ponownie po nią sięgam. Zwykle w samym środku słonecznego lata, podczas ucieczki do starej chaty na odludziu, w której tygodniami można nie spotkać żywej duszy. I za każdym razem sprawia, że to raz ciarki chodzą mi po plecach, to znowu pławię się w melancholii i nostalgii.
Jeśli ktoś jakimś cudem do tej pory nie czytał, wyjaśniam: to opowieść o „rzuceniu wszystkiego i ucieczce na podlubelską wieś”. To także opowieść o bohaterze, którego nie sposób nie darzyć sympatią i który ze starej zapuszczonej chaty na odludziu próbuje uczynić swój Dom. I o tajemnicach, głęboko zakorzenionych we wsi i w mentalności jej mieszkańców.
A poza tym to oniryczna historia podszyta bardzo swojską grozą, naświetlona w idyllicznym otoczeniu, kojarzącym się z wypoczynkiem i spokojem. Wydaje mi się, że tylko ktoś, kto dobrze rozumie co to znaczy chcieć zerwać ze swoim dotychczasowym życiem, pozbyć się dotkliwego i ciężko rzucającego się na mózg balastu hierarchii służbowej oraz zaprzestać nieustannej walki o sukces kogoś innego, jest w stanie napisać taką książkę jak ta. Solidaryzuję się z Dardą i wydaje mi się, że totalnie rozumiem o co mu w „Domu na Wyrębach” chodzi. Albo przynajmniej zazdroszczę, że on chyba już to zrobił a ja mam wszystkie te decyzje jeszcze przed sobą.
Dodajmy do tego:
- oniryczną grozę, kojarzącą się nieco z balladami romantycznymi, z dodatkiem klasycznych gotycyzmów;
- idylliczną scenografię wsi, lasów, jeziorek i bezdroży Lubelszczyzny;
- ludowe legendy i opowieści z przeszłości, dawne plotki szeptane sobie z ucha do ucha, zapomniane fakty, przemilczane niegdyś sprawy;
- tajemniczych, owianych dwuznaczną sławą bohaterów;
- i świetny „przezroczysty” język który nie przeszkadza w chłonięciu wymienionych wyżej rzeczy.
I chyba nie dziwota, że to ukochana książka Wiewiórskiej, nie?