„Svaha. The Sixth Finger” (2019 r., reż. Jae-hyeon Jang) Recenzja filmu
Info: film w języku koreańskim, klasyfikowany częściej jako dreszczowiec/thriller. Ja będę się upierać, że mamy jednak do czynienia z horrorem. Trwa 2 godziny. Netflix.
Wrażenie: pierwszy raz oglądam koreański „nordycki” dreszczowiec, zawierający elementy nadnaturalne pochodzące z kultury buddyjskiej. Egzotyka tegoż przykuła mnie do ekranu, choć przyznam, że film (przynajmniej przez pierwszą połowę) nie prowadzi za rękę i nie ułatwia oglądania. I dobrze.
Relacja (bez spoilerów): chciałam zrobić sobie przerwę od horrorów i włączyłam randomowy koreański thriller. A tam: narodziny bliźniaków, z których jeden jest demonem, prawdziwi święci i męczennicy oraz poszukiwanie nieśmiertelności. A wszystko to w anturażu który kojarzy się przede wszystkim ze skandynawskimi thrillerami detektywistycznymi. Mieszanka, jak by nie patrzeć, wybuchowa! Musiałam to zobaczyć.
Od samego początku mamy dwa osobne, wyraźnie wyodrębnione wątki, które – jak można się domyślić – wkrótce się połączą. Z jednej strony mamy bowiem policyjne śledztwo, w sprawie podobnych do siebie zabójstw młodych dziewcząt. Z drugiej – przygody zawodowego „debunkera”, czyli gościa ujawniającego oszustwa religijne, który podąża tropem pewnej sekty z jeleniem w logo. Obie historie obracają się dookoła fascynująco połączonych wierzeń chrześcijańskich z buddyzmem. Aż ciekawa jestem na ile to połączenie jest fikcją a na ile może być prawdziwe.
Film przepięknie się prezentuje. Sceneria tutaj żywcem nawiązuje do nordic-noir (ach, te kołyszące się światła drogowe na ponurym jesiennym tle). I nie tylko ona: zmyślnie poumieszczane tu i ówdzie przebitki ilustrujące relacje i nastroje społeczne, ważne uroczystości i lokalne rytuały, też w oczywisty sposób czerpią ze skandynawskiego czy islandzkiego dorobku. Północny nastrój czuć przez cały film, nawet w scenach ociekających złotem i przepychem buddyjskich świątyń. Piękna sprawa!
Fabularnie – trzyma się kupy. Jest trochę plot-twistów, nie wszystkie zaskakujące, ale zasadniczo konstrukcja zgrabna i prawie że logiczna. Postacie są bardzo charakterystyczne i bogate w indywidualne zachowania i mimikę, więc nawet takiemu nienawykłemu ignorantowi jak ja łatwo było śledzić wątki. Szczególnie wypatrywałam tych horrorowych, „Svaha” bowiem ma sporo elementów nadnaturalnych, choć conajmniej cześć stara się tłumaczyć w sposób racjonalny. Oglądając nie byłam w stanie rozkuć, które z nich wiążą się z koreańskimi zjawiskami kulturowymi a które są wymyślone przez scenarzystów. Nie wszystkie rozumiem, trzeba by poczytać. Pewnie to zrobię, bo – co tu dużo mówić – poczułam się zaintrygowana.
Ocena Wiewiórskiej: 7/10.