Jozef Karika „Szczelina” Recenzja książki
Jeszcze kilka dni temu nie miałam nawet pojęcia kim jest Josef Karika, ale mało brakowało aby żywcem wyszedł mi z monitora. Narzucające się wszędzie nazwisko tej rzekomej słowackiej gwiazdy współczesnej literatury grozy, nie mogło wiec umknąć mojej uwadze, nawet gdybym tego chciała. „I bardzo k… dobrze” – jak mawiał klasyk!
„Szczelinę” wybrałam tylko dlatego, że miała najlepsze oceny na LubimyCzytać. Zaczęłam czytać wczoraj, sądząc, że ze względu na inne sprawy zajmie mi to chwilę. Cóż, myliłam się. Książkę dosłownie połknęłam w dwa wieczory, bo – co tu dużo mówić – jest po prostu ekstra. Dawno nie czytałam tak dobrze i lekko napisanej opowieści o naprawdę posępnym i mrocznym klimacie. I choć z początku wydawało mi się, że rozgryzłam co będzie dalej, myliłam się. Bardzo czekałam na książkę, która mnie nieco zaskoczy, a może i nieco oszuka. I oto jest!
Powieść Kariki to w ogóle taka trochę wielka mistyfikacja z rozszerzoną rzeczywistością. „Proszę, sprawdź sobie w internecie czy ściemniam. No? Śmiało!” – podjudza, a jak Cię na tę manipulacje złapie to już raczej nie puści. Skończyło się na tym, że z językiem na brodzie czytałam z Google Maps pod ręka, z pasją próbując rozkuć co tam się w ogóle wyprawia. Na końcu każdy czytelnik sam może wybrać, czy czytał sci-fi, horror czy thriller, a każdy z wyborów ma sens i „to coś”.
Wnikliwy poszukiwacz skojarzeń i kontekstów kulturowych znajdzie ich tu wiele. Bezsprzecznie „Blair Witch Project” i „Dom z Liści” (czy ja naprawdę widzę „Dom” już wszędzie..?). Jest i trochę „Dark” i wibracje jak w „Oxenfree”. Skojarzenia wiodą mnie też do polskich „Gałęzistych” a nawet odrobinkę do pierwszej części gry „Life is Strange”. Pewnie znalazłoby się sporo więcej, bo „Szczelina” nie udaje samotnej wyspy na oceanie. W ogóle niczego nie udaje. To po prostu świetnie napisany, kilkuwarstwowy i bardzo atrakcyjny fabularnie dreszczowiec, który można interpretować na różne sposoby. Dla mnie bomba i totalna świeżość, której właśnie teraz potrzebowałam!