Jak Samuel 'Joe’ Fire i Preston Blackwood zakrzywili moją rzeczywistość Stetryczałego Gracza Gawęda #4
„Gdy przed kamienicę na Madison Ave zajechał zdezelowany ford, sierżant Healey wymownie spojrzał na zegarek i splótł ręce w geście zniecierpliwienia. Swojej niechęci do ludzi z Wydziału Zabójstw nie zamierzał nawet ukrywać, choć nie spodziewał się, by ktokolwiek z nich w ogóle to zauważył.
– Mamy trupa – rzucił tylko oschle, gdy otwierał drzwi a nowo przybyli podążyli za nim na klatkę schodową… i od razu poczuł się głupio. Przecież nie dzwoniłby po nich gdyby chodziło o kotka, który utknął na drzewie. Żeby nie wyjść na totalnego idiotę dodał więc szybko – Czegoś takiego jeszcze nie widzieliście. Odór dopadł ich w połowie II piętra. W korytarzu kręcili się technicy w kombinezonach ochronnych i kilku młodych chłopaków z patrolówki, którym kazano zabezpieczyć teren dookoła mieszkania 18b.
– Gdzie masz rękawiczki pacanie? – objechał jednego Healey. Z szeroko otwartych drzwi na końcu korytarza padało silne światło policyjnego reflektora. Murder room – pomyślał sierżant, naciągając na usta i nos maskę dzięki której śmierdziało trochę mniej – Dlaczego trupy zawsze leżą w pomieszczeniu na końcu korytarza? Mijając opartego ciężko o framugę i bladego jak ściana konstabla Younga, nabrał w płuca więcej powietrza i wszedł do środka.”
– tak oto zaczęła się historia, która doprowadziła Samuela 'Joe’ Fire oraz Prestona Blackwooda – dwóch policjantów z Wydziału Zabójstw Departamentu Policji w Memphis – do mieszkania 18b przy Madison Ave 8. I dalej: do undergroundowych klubów nocnych, szpitala Unity, czy w końcu zmusiła ich do podróży po bezdrożach Missisipi i Alabamy do zapomnianej przez świat osady górniczej. Na Czasie na Przygodę – warszawskim cyklicznym wydarzeniu eRPeGowym, organizowanym przez Stowarzyszenie Avangarda oraz Grupę Kreatywna Aksolotl – zawitałam po raz pierwszy i pełna obaw. Minęło wszak ładnych parę lat od czasu, od kiedy miałam okazję prowadzić nieznajomym Graczom na publicznym wydarzeniu. Nawet w najśmielszych przewidywaniach nie przeszło mi przez myśl, że przygotowana przeze mnie i poprowadzona na fantastycznie prostej mechanice FUPL gra pt. „Ci, którzy upadli i w tym stanie trwają…”, będzie tym, czego powracająca po latach do prowadzenia gier Staroświecka potrzebuje najbardziej. Imperatywem, który tuż po powrocie z tego przeszło 7-godzinnego bardzo wyczerpującego psychicznie i fizycznie spotkania, natychmiast nakazał mi utworzyć folder o roboczej nazwie „Ci, którzy upadli – część II”. Lokomotywą, która następnego dnia zmusiła mnie do przetrzepania portali aukcyjnych w poszukiwaniu nowych materiałów na handouty. Inspiracją, dzięki której dzisiejszy dzień spędziłam notując w Scrivenerze dziesiątki mniej lub bardziej rozsądnych motywów, scen i postaci, które przydadzą się na wypadek kontynuacji.
Bo – sami powiedzcie – co innego mogłam zrobić, gdy zmęczony życiem stary glina, podczas wspólnej podróży samochodem ze swoim młodym i niedoświadczonym jeszcze kolegą, opowiada wstrząsającą historię o tym, jak naprawdę wyglądała wojna, w której brał udział? Albo gdy niezwykle ambitny młody człowiek z bogatego domu, postępując wbrew rodzinie i całemu światu rzuca wszystko i wstępuje do akademii policyjnej, ukrywając nie tylko przed innymi ale i trochę przed sobą swoją wieloznaczną przeszłość? Czy można ot tak porzucić opowieść, w której historia tak bardzo miesza się z teraźniejszością, że w końcu wydaje się, iż są ze sobą spojone, niczym dwa kawałki tego samego jabłka i mieszają Bohaterom w głowach, pozostawiając ich niemal bezbronnymi wobec własnej pamięci? A nad tym wszystkim, gdzieś w ciemności, ukrywa się tajemnica tak potworna, że aż niemal nie do opisania.
Chapeau bas, Bohaterowie. Wielkie chapeau bas! To była gra, którą dzięki Wam na zawsze zapamiętam!