[Zew Cthulhu RPG] Nie tylko Wydział X: Kryptonim „Żelazo”
Gdyby kiedykolwiek ktoś zasugerował, że moje badania nad aferami gospodarczymi PRL i w czasach późniejszych, znajdą ujście na Staroświeckiej, najpewniej popukałabym się w głowę. Aż tu nagle – BUM! – kampania croudfundingowa siódmej edycji Zewu Cthulhu i wkomponowane w nią stylowo polskie realia. Rzucam się więc bez opamiętania w rodzimy mythosowy wir w przekonaniu, że bycie staroświecką zobowiązuje.
„Nie tylko Wydział X” to moja odpowiedź na Zew Cthulhu w okresie PRL i silnie osadzone w realiach historycznych pomysły na przygody. I choć wiele sportretowanych w nich wydarzeń i osób zdaje się jeden do jednego odpowiadać rzeczywistości, pamiętajmy, że owa rzeczywistość docierała do polskiego społeczeństwa w formie przecedzonej nie tylko przez cenzurę ale i tajemnice, które do dziś inspirują do zadawania pytań. Być może tutaj, na Staroświeckiej, niektóre z nich znajdą swoje odpowiedzi. 😉
KRYPTONIM „ŻELAZO”
Bracia Janosz, a było ich trzech – Mieczysław, Kazimierz i Jan, w latach 60-tych prowadzili w portowej dzielnicy Hamburga dwie przyzwoicie prosperujące restauracje. Ot biznesmeni z niezłą smykałką do pomnażanie pieniędzy, choć wielu zachodziło w głowę skąd je właściwie brali. Nikt z małej śląskiej miejscowości, kto znał ich z najwcześniejszych lat, nie miał żadnych wątpliwości, że bracia mieli łeb na karku i potrafili sobie w życiu poradzić. W 1961 r. bracia, pod pretekstem samochodowej wycieczki do Francji, uciekli z kraju, jakimś cudem udało im się zdobyć azyl polityczny w Republice Federalnej Niemiec i tamże osiedli na długie lata, zanim pewne wydarzenia nie zmusiły ich aby uciekać z powrotem, do Polski.
Obrotnymi uciekinierami szybko zainteresował się Departament I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zajmujący się wywiadem zagranicznym, więc od tego czasu bracia figurowali w kwitach jako „Kameja”, „Komteja” i „Majk” – obserwatorzy i informatorzy o polskich podróżnikach i żołnierzach, którzy mogliby prowadzić działania dywersyjne i współpracować ze szczególnie aktywną w tamtym zimnowojenną czasie CIA. A że ówczesny krajowy wywiad był oprócz tego niezwykle łasy na majątek, pozwalający na finansowanie nie tylko różnych ekskluzywnych działań wywiadowczych ale także na wypychanie portfeli własnych, dygnitarzy i decydentów, obrotni bracia z Hamburga szybko otrzymali zadanie specjalne, które – jak ujawniono w połowie lat 80-tych – nosiło przewrotny kryptonim „Żelazo”.
Żelazo, czyli w ówczesnej nomenklaturze wywiadowczej – złoto, bracia pozyskiwali iście gangsterskimi sposobami, napadając na banki, ograbiając zakłady jubilerskie, butiki i domu akcyjne. Kosztowności, biżuteria i antyki, pod osłoną wywiadowczą transportowane były koleją do kraju, gdzie trafiały do siedziby głównej MSW w Warszawie, na Rakowiecką. Z dokumentów wynika, że w budynku działał nawet mały nieformalny sklepik, gdzie trafiały precjoza, których nie zagarnęli dla siebie wysoko postawieni funkcjonariusze ministerstwa. Za odpowiednią cenę mógł je nabyć co lepiej sytuowany.
Nic jednak nie trwa wiecznie, tak i braciom Janoszom na przełomie lat 60-tych i 70-tych zaczął się palić grunt pod nogami, gdy poczęły się im bliżej przyglądać hamburskie służby. W związku z niniejszym, Departament I zdecydował, aby z wielkim hukiem wycofać chłopaków do Polski, razem z przeszło 200 kilogramami skradzionych sztabek złota, tysiącami kamieni szlachetnych, kontenerami srebra w wyrobach jubilerskich oraz niezliczonymi ilościami luksusowych zegarków, odzieży i dzieł sztuki. „Żelazo” poszło jak po maśle i cały niemal majątek trafił potajemnie do MSW.
I pewnie byłoby to tajemnicą do dziś, gdyby nie to, że partyjni i wywiadowczy dygnitarze zapomnieli w tym wszystkim o swoich rzmieślnikach: Mietku, Kaziku i Janie, którzy wprawdzie umknęli przed niemieckim więzieniem, ale w kraju o nich zapomniano zarówno przy podziale majątku jak i intratnych stanowisk. Takoż w 1984 r. u wrót MSW pojawił się sam Mieczysław z żądaniami uwolnienia brata z aresztu (gdzie siedział za różnego rodzaju przestępstwa kryminalne) oraz odpalenia należnej im gaży z majątku przerzuconego przez nich do Polski. Cała afera, dzięki śledztwu prowadzonemu na zlecenie Centralnej Komisji Partyjnej PZPR, wyszła wtedy na jaw. Mało kto wie jednak, że w dokumentacji tej sprawy pominęto pewne istotne szczegóły, przez które cała Afera Żelazo jest dziś uważana, za jedną z wielu afer gospodarczych PRL. Posłuchajcie zatem co się naprawdę wydarzyło…
PRAWDZIWA HISTORIA BRACI JANOSZÓW
Kiedy w latach 50-tych Mieczysław Janosz studiował prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim, nikt nie mógł spodziewać się dokąd zaprowadzi go jego kariera. A jednak – był ktoś, kto dostrzegł w młodym, mało zdolnym ale pewnym siebie młodzieńcu zadziwiający brak odporności na wpływy i manipulacje i postanowił wykorzystać to do swoich celów. Doktor habilitowany Grzegorz Urias, dyplomowany wykładowca sztuki starożytnej na UJ, prowadził jeden z mało popularnych filozoficznych klubów studenckich. Na spotkaniach dyskutowano o sensie istnienia, teorii powstania człowieka a potajemnie także o religiach i wierzeniach z całego świata. To tutaj Urias łowił swoje ofiary – młodych o nadmiernie rozbuchanym ego i przeroście ambicji – a takim indywiduum niewątpliwie był Mietek Janosz, którego doktor szybko dołączył do swojej specjalnej „tajnej” grupy, złożonej przeważnie, ale nie tylko, z dzieci wysoko postawionych towarzyszy PRL. Funkcjonariusz Wydziału X Urzędu Bezpieczeństwa, który w późniejszych latach badał sprawę dra Uriasa, w swoich dokumentach zwykł używać w stosunku do tej grupy studentów słowa „hodowla” – niczym innym bowiem „tajna” grupa studencka nie była. Grzegorz Urias za pomocą matactw i dezinformacji, urabiał słabe umysły wpatrzonych weń uczniów, wtłaczając do środka złudne przekonanie, że potężne siły wyższe, czekające na powrót w czasie gdy gwiazdy będą w porządku, wybrały ich na swoich emisariuszy, przyszłych zarządców ich domen, wybranych spośród milijonów aby ułatwić im powrót do władzy na Ziemi. Takoż i po kilku latach studiów, Urias miał na skinienie palcem dzieci najznamienitszych osobistości w kraju, oraz tych mniej znamienitych, jak choćby początkującego prokuratora w Jeleniej Górze, Mieczysława Janosza oraz jego jeszcze mniej rokujących braci, których Mietek szybko przekonał do idei.
Kiedy więc bracia uciekli na zachód, jeden z ich kolegów ze studenckiego klubu, rozpoczynający karierę pod okiem ojca w MSW, przekonał go, że warto zainwestować w młodych gniewnych i powierzyć im wykonywanie zadań wywiadowczych na terenie sąsiadującego kraju, dzięki czemu zapewnił swoim współwyznawcom odpowiednie wsparcie finansowe, umożliwiające im na kontynuację wielkiego dzieła doktora Uriasa – poszukiwania ksiąg i artefaktów, które umożliwią siłom wyższym fizyczną ingerencję w sprawy ziemskie.
Takoż się stało i bracia Janoszowie poczęli działać na dwa fronty. Z jednej strony wykonywali zadania wywiadowcze, przydzielone im przez Departament I MSW, z drugiej potajemnie realizowali zadania, zlecone im przez doktora Uriasa. A że bracia zawsze mieli smykałkę do chodzenia na skróty, postanowili połączyć jedno z drugim i szybko znaleźli się w zainteresowaniu nie tylko służb RFN, ale także działającego po II Wojnie Światowej w głębokiej konspiracji, bawarskiego Zakonu Nowej Świątyni (Ordo Novi Templi). A stało się to za sprawą nieprzemyślanego napadu na bank w Reinbek na północy kraju, w którym wziął udział Mieczysław Janosz i w wyniku którego ze skrytek bankowych zaginęły nie tylko sztaby złota, ale też prastare druki i woluminy, zdeponowane tam przez jednego z niegdysiejszych przywódców Zakonu – Georga Lanza von Liebenfelza, będące głównym celem i łupem tego przedsięwzięcia. Sezon polowania na Janoszów się rozpoczął. Musieli uciekać.
Nieświadomy drugiego dna całej operacji Departament I MSW zdecydował o przerzucie precjozów i braci do Polski, tak jak prawdziwie podano potem do opinii publicznej. Większość ładunku przewożona była w wagonach kolejowych, dzięki skutecznym łapówkom wręczonym służbom celnym. Część jednak, w tym starodruki, Janoszowie próbowali przemycić samochodem. Pech chciał, że złoto i biżuteria były tak ciężkie, że w pojeździe siadło zawieszenie, więc towar, z pomocą ludzi z MSW również przeładowano do wagonów… I w tej właśnie chwili bracia Janoszowie na zawsze stracili ze swoich rąk księgi pełne tajemniczych rytuałów i zaklęć i choć przez lata starali się je odzyskać, nigdy im się to nie udało. Manuskrypty trafiły na Rakowiecką, razem ze złotem i kosztownościami a bracia, mimo wielu prób, nigdy nie zdołali doprosić się swojej części łupu.
Czy funkcjonariusze MSW zorientowali z czym mają do czynienia? Czy księgi trafiły w ręce partyjnych dignitarzy i innych wysoko postawionych decydentów? Czy bracia Janoszowie lub inni studenci Uriasa zrezygnowali z odzyskania ksiąg i zwojów, czy też nadal próbują? Czy Wydział X, prowadzący sprawę Uriasa w latach 60-tych, wpadł na ślad Janoszów i pozostały po tym śledztwie jakieś dokumenty? Czy Zakon Nowej Świątyni tak łatwo wybaczy kradzież, której ślady prowadzą na szczyty polskiego rządu? Czy ujawnione w 1984 roku dowody na istnienie akcji o kryptonimie „Żelazo” wywołają poruszenie w polskim społeczeństwie? A może będzie z tego wielki międzynarodowy skandal dyplomatyczny?
To już pytania do Ciebie – Strażniku Tajemnic.
BIBLIOGRAFIA:
Film dokumentalny „Afera Żelazo cz. 1”: https://www.youtube.com/watch?v=_WqzSeLoPOo
Film dokumentalny „Afera Żelazo cz. 2”: https://www.youtube.com/watch?v=A3Mw7TEcR84
Artykuł „Operacja „Żelazo” Zbóje w służbie PRL”: https://niezalezna.pl/13823-operacja-zelazo-zboje-w-sluzbie-prl
Artykuł „Kilogramy złota, bandyci i politycy PRL – afera „Żelazo” w publikacji IPN”: https://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/999404,Kilogramy-zlota-bandyci-i-politycy-PRL-afera-Zelazo-w-publikacji-IPN
Artykuł „Żelazo, czyli złoto”: https://reportaze-sadowe.wprost.pl/historia-prl/10004723/zelazo-czyli-zloto.html
Artykuł „Afera Żelazo”: http://yelita.pl/artykuly/art/afera-zelazo
ŹRÓDŁO ILUSTRACJI: Chris Stermitz z Pixabay
One Reply to “[Zew Cthulhu RPG] Nie tylko Wydział X: Kryptonim „Żelazo””