[Zew Cthulhu RPG] Relacja z kampanii „Shadow over Warsaw”

Georgij Iwanowicz Gurdżijew
Rue des Colonels-Renard 6
Paris
France

Drogi Georgij,

Ani moje karty, ani najczarniejsze koszmary nie były w stanie przygotować mnie na to co przeżyłam przez ostatnie kilka dni. Wiem, że czasami życie poddaje nas ciężkim próbom – tylko dlaczego takim, które wymykają się rozsądkowi i pozostawiają człowieka niczym wydmuszkę, pustego w środku, przelęknionego i bliskiego obłędu…

Zaczęło się zaledwie kilka dni temu, choć szczerze mówiąc mam wrażenie, że minęły lata. Jak pamiętasz, moją kamienicę przy Widackiej na warszawskich Szmulkach, zamieszkuje wielu lokatorów a jednym z nich był młody ubogi archeolog, Mikołaj Szadzki. Był grzecznym mieszkańcem a mimo iż mu się nie przelewało, zawsze płacił na czas a i pomóc potrafił, gdy było trzeba. Kiedy więc nocą usłyszałam zduszony krzyk, dobiegający z pierwszego piętra zza drzwi kwatery Mikołaja, zmroziło mi krew w żyłach. To co działo się później było jak najstraszniejszy sen – opustoszała kwatera i to coś… ta wielka czarna plama woskowatej sadzy, pokrywająca narożnik i sufit jego sypialni. Gdyby nie doktor Maciej, który tej nocy przybył do Mikołaja z wizytą i młody zdolny skrzypek – pan Tadeusz z ostatniego piętra – najpewniej nie wiedziałabym co robić. Po Mikołaju Szadzkim słuch zaginął, choć mieszkanie było zamknięte od środka i nie tylko nas nurtowało co się z nim stało.

Nie minęła chwila, gdy pojawili się oni. Draby od Piaseckiego, endecy z wielkimi łapskami i szerokimi szczękami. Dowodził nimi Mały, ta szumowina o lodowatym sercu, donosiciel i oszust. Był ktoś jeszcze – wysportowany, dobrze ubrany blondyn o niebieskich oczach, wysoki i zamożny, na moje oko obcokrajowiec, jednak ów nie mieszał się do całego zajścia. Za to jego ludzie grozili nam, zmusili do wycofania się a sami zamknęli się w kwaterze Szadzkiego i nie wiem co tam robili. Kiedy przyjechała policja już ich nie było. Jak podsłuchał młody pan Tadeusz, to nie był pierwszy raz, gdy inspektor Zaliwski widział takie dziwo jak to w kamienicy na ścianie. Wkrótce zostaliśmy sami, kwaterę zapieczętowano na trzy spusty a nas pozostawiono bez odpowiedzi.

A jednak, nawet jeśli w tamtej chwili przypuszczałam, że wszystko zaczęło się na Widackiej 44, myliłam się sromotnie. Cała historia zaczyna się bowiem znacznie wcześniej, choć jej odtworzenie w całości, może być dziś niemożliwe.

Adam Krasicki był młodym archeologiem, jak Mikołaj Szadzki. Różnica między nimi była jednak taka, że ten pierwszy odniósł niebywały sukces, gdy w trakcie lipcowej wyprawy naukowej do Egiptu dokonał niezwykłego odkrycia. W jednym z grobowców w Dolinie Królów, w którym spoczywały szczątki osoby niższego stanu, odkopał trzy tajemnice posążki o wzornictwie niepodobnym do innych odkryć z okresu panowania faraona Echnatona. Dziś mogę przypuszczać, że Krasicki był kimś więcej, niż tylko zwykłym naukowcem. Listy słane do niego przez tajemniczego „S”, którym najpewniej był nie kto inny jak sam Stefan Ossowiecki – okultysta, spirytysta i telepata – wskazują na to, że egipska wyprawa Krasickiego miała znacznie mniej niewinne cele niż wszyscy przypuszczali…

Ale po kolei, bo – jak widzisz – emocje biorą nade mną górę i odbierają mi zdolność klarownego przelewania myśli na papier. Krasicki przywiózł figurki do Warszawy, gdzie miały być wystawione podczas uroczystej gali w Muzeum Narodowym. Doktor Maciej – tak, ten sam, o którym już pisałam – wizytujący uroczystość, powiedział później jednak, że Krasicki nie pojawił się na gali na swoją cześć i że zaginął… razem z jedną z trzech figurek a Mikołaj Szadzki z mojej kamienicy jako jedyny miał pojęcie, co też odkrywcy mogło się przydarzyć. I stąd nocna wizyta doktora Mateusza na Widackiej. Niestety, jak już wiesz, przybył za późno.

I pewnie nigdy nie dowiedzielibyśmy się wiele więcej o obu zaginięciach i na tym nasza rola w tych wszystkich niezwykłych wydarzeniach dobiegłaby końca, gdyby nie niezwykły zbieg okoliczności, prawie zrządzenie losu, które zawiodły mnie wraz z młodym panem Tadeuszem, do nawiedzonej kamienicy przy Wilczej 2. Artykuł w gazecie z tamtego dnia od razu przykuł moją uwagę. Stało w nim, że mieszkanie na pierwszym piętrze od lat stoi puste, a każdy kto się tam wprowadzi zaraz ucieka w popłochu twierdząc, że w domu dzieją się rzeczy nadnaturalne. „To tak jak w moim domu!” – pomyślałam i niedługo potem, razem z młodym panem Tadeuszem, zmierzałam na Wilczą, mając nadzieję, że wizyta w tym miejscu pozwoli mi lepiej zrozumieć co dzieje się w moim domu. I – poniekąd – miałam rację.

Mieszkanie było kompletnie zrujnowane. Wszędzie po podłodze walały się resztki zbutwiałych mebli i stare szmaty a okna były na amen zabite deskami. Już u wejścia zorientowałam się, że ktoś nie mający o tym specjalnego pojęcia, próbował namalować na framudze drzwi wejściowych znaki ochronne. Najpewniej któryś z partaczy z Towarzystwa Badań Psychicznych, albo inny domorosły spirytysta. Atmosfera w środku była tak gęsta, że niemal przez skórę oboje czuliśmy, że kryje się tu jakaś straszna tajemnica. I nie pomyliliśmy się – straszliwe i jednocześnie nieszczęsne stworzenie, ukrywające się w starej drewnianej szafie zamroziło nam krew w żyłach a młodego pana Taduesza na chwilę pozbawiło rozsądku. Mało brakowało, a dziwaczna zezwierzęcona istota zaatakowałaby nas i najpewniej rozszarpała na strzępy. A jednak – gdyśmy przemówili do niej łagodnym tonem, odzyskała nieco świadomości i pozwoliła zabrać się do mojej kamienicy.

Jakież było nasze zdumienie, gdy Aaron, młody żydowski lekarz i aktywista, który przybył nam na pomoc, orzekł, że zna tą kobietę! Maria Grobicka, gdyż takie nosiła imię, zaginęła przeszło 3 lata temu i choć tłumaczyliśmy doktorowi, że nie pozostało w niej wiele człowieczeństwa, musiał przekonać się o tym na własnej skórze. To co działo się z Marią, gdy górę brały nad nią emocje, trudno jakkolwiek opisać. Starczy, że wspomnę, iż jej skórę porastała wtedy szczeciniasta sierść a twarz traciła rysy człowiecze i zyskiwała wilcze… Tak czy siak Aaronowi udało się ją doprowadzić do stanu używalności na tyle, że odzyskała świadomość. Niewiele udało nam się wydusić z tej nieszczęsnej istoty, a jedyne co powtarzała raz po raz to to, że jej ukochany Julian Ochorowicz wkrótce zginie w trakcie dziwnych wydarzeń, odbywających się w jednej z posiadłości przy Belwederskiej. Skąd Maria to wiedziała? Trudno orzec. Sama twierdziła, że jej kochanek mówi do niej w głowie i ostrzega, przed tym co źli ludzie urządzą światu nadchodzącej nocy. Być może wiąże się to z wydarzeniami, w jakich brali udział Jakub Szapiro i inne chłopaki od kuma Kaplicy, których kilka dni temu straszliwie poturbowano w niejasnych okolicznościach, a sam Salomon ponoć w malignie twierdził, że zrobił to diabeł, który wyszedł ze ściany…

tindalos

Takoż więc, gdy zapadł zmrok, wyruszyłam wraz z młodym panem Tadeuszem, doktorem Maciejem i Aaronem na Belwederską a Maria, choć protestowaliśmy, wyruszyła za nami. Na to co działo się na miejscu najlepiej byłoby spuścić zasłonę milczenia. I tak nikt przy zdrowych zmysłach by w to nie uwierzył. Całe domiszcze pełne było ludzi jak w transie i ścian osmolonych jak na Widackiej. Najgorsze jednak było to, co ujrzeliśmy w piwnicy. Tańczące wielobarwne płomienie, świece gromnicze płonące niczym pochodnie, ludzie w maskach inkantujący słowa w dziwnych językach i to… Bestia… Diabeł ze ściany, który rozszarpałby nas gdyby nie Antoni Gardziński i błękitne płomienie w jego rękach. I gdy diabeł zajęty był naszym wybawicielem, wraz z doktorem Maciejem zdołaliśmy wykraść posążek i zatrzymać tym samym cały ten rytuał. Tak, uciekliśmy i wcale się tego nie wstydzę…

Dziś wydaje mi się, że poznaliśmy zaledwie urywki tej historii i choć wiele się domyślam, nie mam pewności czy wnioskuję właściwie. Dlatego piszę do Ciebie, mając w pamięci Twoją ogromną wiedzę i niezwykłą bibliotekę, którą zgromadziłeś. Może Ty będziesz w stanie rozwikłać tę zagadkę? Może znane są Ci poczynania Stefana Ossowieckiego i badania Juliusza Ochrowicza? Może wiesz, w jaki sposób hawajskie posążki znalazły się w egipskim grobowcu? Może znasz prawdziwe imię istoty, zwanej przez Salomona „diabłem ze ściany”? Może? Może? Stary Przyjacielu, tylko Ty możesz mi pomóc… 

Aishe Bihari
Widacka 44
Warszawa
Polska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *