Anna Musiałowicz „Kuklany las” Recenzja książki
Dziwny tytuł i niecodzienna objętość (zaledwie 170 stron?) sugerowały, że będzie coś niezwykłego, choć pierwsze „rozdziały” zdawały się nad wyraz zwykle. Nie długo, spokojna i refleksyjna opowieść obyczajowa szybko staje się rasowym weirdem z elementami grozy, który wprawił mnie w lekką konfuzję (trzyma do teraz).
Przypadkiem, bo całkowicie nieświadomie wybrałam opowieść osobiście dla mnie bardzo ciężką, bo o relacji pomiędzy umierającą matką i córką. O matczynej miłości, która przekracza śmierć, ale i o mistycznym związku z lasem – naturą, który wbrew moim oczekiwaniom nie został tu antropomorfizowamy, jak pewnie stałoby się gdybyśmy mieli do czynienia z powieścią z nurtu folk-horror. To w zasadzie nawet nie powieść a duże opowiadanie i ma to niebagatelny wpływ na tempo akcji: po krótkim wprowadzeniu w sytuację, dalej cały czas się dzieje, zmienia, metodycznie przeskakujemy na losy poszczególnych bohaterów, obserwujemy każdego z nich w dwóch-trzech scenach, aby szybko dotrzeć do finału.
Nie ma w nim niczego zaskakującego ale chyba i nie ma być. To historia, która ma nami wstrząsnąć na zupełnie innym poziomie. Ma nas zaskoczyć nieco surrealistycznym i niemal barokowo bogatym konceptem i nie przytłoczyć treścią. Mnie nie zaskoczyła ani mną nie wstrząsnęła, choć wrażliwe na niektóre tematy serduszko zakuło mnie nie raz. Jestem jednak niemal pewna, że czytając w innych okolicznościach, mogłoby nie wzruszyć mnie w ogóle.
KUKLANY LAS pozostawił mnie jednak pełną dobrych wrażeń. Wszystko dlatego, że uwielbiam ten rodzaj „magiczności”, gdy wrażenie, że mamy do czynienia z czymś niezrozumiałym i głęboko nadnaturalnym wynika z emocji bohaterów, przywiązania, miłości, instynktu rodzicielskiego lub choćby silnego związku z miejscem dzieciństwa. I jakoś tylko mam wrażenie, że może za krótka forma sprawiła, że nie zdołałam się ani do lasu ani do jej mieszkańców w ogóle przywiązać. Szkoda, bo mam wrażenie, że ten sam koncept mógłby się w dłuższej powieści bardziej dosadnie zrealizować i wtedy stelepnęłoby mnie po całości.