Cixin Liu „Problem trzech ciał” Recenzja książki
Jak byłam mała, przeczytałam książkę Michio Kaku „Hiperprzestrzeń”, o fizyce kwantowej, hiperstrunach, pętlach czasowych i strukturach wielowymiarowych. To jedna z tych książek, które długofalowo wpłynęły na mój światopogląd, ale nigdy bym nie pomyślała, że wiedza w niej zawarta przyda mi się po latach do zrozumienia kilku istotnych niuansów „Problemu trzech ciał”.
Sposób w jaki na kilku różnych płaszczyznach czasowych rozwija się ów węzeł fabularny nieco przypomina mi mój ukochany „Cryptonomicon” Neala Stephensona. Nie płynie wartkim strumieniem, tylko snuje się w powolnym tempie w trzech różnych czasach, aż do niedoskonałego punktu styku na ostatnich stronach powieści.
To opowieść o tzw. pierwszym kontakcie z obcą cywilizacją, która momentami przybiera niepokojącą (i moim zdaniem najbardziej wartościową w skali całego tekstu), postać antyutopii. I, szczerze mówiąc, trochę tak było, że dopóki śledziliśmy losy bohaterki z czasów chińskiej rewolucji kulturalnej a nawet bohatera czasów – powiedzmy – współczesnych, ja czułam się doskonale. A kiedy do głosu dochodziło „hard sci-fi”, mnie nagle spadał cały wigor i ochota aby czytać dalej rozwiewała się jak tumbleweeds na pustyni w Nevadzie.
Jedno muszę przyznać – kiedy ja wyobrażam sobie pierwszy kontakt, to jakoś mniej więcej właśnie tak jak tutaj. Czuję, że my się z wysokotechnologiczną cywilizacją pozaziemską będziemy w stanie tak porozumieć, jak człowiek z pasikonikiem i nawet jeśli wytworzymy jakiś wspólny język, to nasze zasady etyczne, kręgosłup moralny, postrzeganie tego co złe czy dobre i reszta tego nieco zmarginalizowanego w „Problemie” zaplecza humanistycznego naszej cywilizacji, będą całkowicie różne. I, że to nie może skończyć się dobrze.
Literaturę Cixin Liu uważa się za jeden z najważniejszych głosów współczesnej światowej sci-fi, ale ja w „Problemie trzech ciał” niczego ważnego nie usłyszałam. Po ilości nagród i pozytywnych recenzji wnioskuję, że problem jest raczej po mojej stronie.