„Spustoszenie” (2014 r., reż. David Campbell) Recenzja filmu
Info: oryg. „Lemon Tree Passage”. Horror australijski, w reżyserii – z tego co piszą w internecie – gościa z branży reklamowej, który poza „Lemon Tree Passage” nie ma na koncie żadnych szeroko znanych produkcji. Czas trwania: 1h23min. Netflix.
Wrażenie: jeden z wielu reprezentantów najpopularniejszego chyba „nurtu” w światowym kinie grozy, opowiadającego o zemście zza grobu. Nie jest zły, kilkanaście lat temu mógłby być nawet popularny. Dziś większość z nas widziała to już setki razy.
Relacja (bez spoilerów): takie horrory sprawiają jakąś przyjemność. To dlatego, że – jako widzowie – zwykle lubimy sprawiedliwość, sympatyzujemy z ofiarami i z lekkim sercem przyjmujemy zakończenia, które rzeczywiście coś kończą. To jeden z takich horrorów, które nie pozostawiają nas z poczuciem niepokoju.
Zacznę jednak od tego, że ktoś kto tłumaczył tytuł na język polski powinien dostać lanie. Nijak ma się on do zawartości, a dodatkowo umyka w nim to, co w tytule ważne. Od samego początku napięcie budowane jest dookoła miejsca, zwanego „Lemon Tree Passage” i, moim zdaniem, tak powinno pozostać, chociaż potencjał tej lokalizacji w filmie nie jest w żaden sposób wykorzystany. Staje się on tylko pretekstem do opowiedzenia zupełnie innej historii. A szkoda, bo spodobała mi się ta legenda miejska.
Na pochwałę zasługuje idylliczny i ładnie zrobiony początek: grupa młodych ludzi, plaża, słońce i beztroska zabawa. Jest i ognisko z opowiadaniem strasznych historii, które – wiadomo – popychają akcję do przodu. Dalej jest już sporo gorzej. Wcale nie piję do tego, że przez pół filmu nie za bardzo wiadomo czyją i jaką historię śledzimy – bo to zabieg, który akurat lubię. Chodzi bardziej o to, że, jakby się przyjrzeć, ta opowieść kupy się nie trzyma. Z drugiej strony nie musi. Konwencja jest dobrze obliczona raczej na śledzenie bieżących wydarzeń niż na odkrywanie backstory, choć i ten element szczątkowo się pojawia. Trochę tylko żal, że bohater, dookoła którego kręci się cała historia, pojawia się sporadycznie a my śledzimy głównie skutki uboczne całego ambarasu.
Ale, niech tam będzie, obejrzałam i nie bawiłam się źle, choć jestem pewna, że za miesiąc „Spustoszenie” tak mi się w pamięci pomiesza z innymi tego typu produkcjami i już go nie odróżnię.
Ocena Wiewiórskiej: 4/10.