[Kuro RPG] Suma wszystkich strachów
Kuro RPG nie jest tym czym się wydaje.
Ubogi zestaw recenzji w Internecie, słaba – jak na tamten czas – promocja i zamknięta formuła wydawnicza (od pierwszej chwili wiadomo było, że opublikowane zostaną tylko trzy podręczniki), na zawsze uczyniły Kuro RPG tym tam, od Kręgu (Ringu, The Ring) i Klątwy (Ju-On, The Grudge). Azjatyckie kino grozy to bowiem wizytówka, którą od samego początku przedstawiał się system, czyniąc z tego swoisty chwyt marketingowy. Być może dlatego ten świetny cyberpunkowy setting nie wypłynął na szczególnie szerokie wody splendoru i chwały, choć stosunkowo niewielka ilość krążących po świecie egzemplarzy oraz – co tu dużo mówić – pewna oryginalność, czyni z podręczników poszukiwane i wartościowe artefakty.
I choć z cyberpunkową stylistyką nigdy nie było mi tak całkiem po drodze, muszę przyznać: prostota i realistyczna wizja świata za 30 lat od dziś, doprawiona ubóstwianym przeze mnie horrorem azjatyckim, awansuje Kuro do czołówki moich ulubionych wszechświatów wśród gier RPG.
Fundament tego świata jest prosty. Do 4 maja 2046 r. Japonia i świat rozwijały się tak, jak z dużym prawdopodobieństwem będą się rozwijać w rzeczywistości. Ewolucja nauki i techniki uczyniła możliwymi i dostępnymi klonowanie (także ludzi), zaawansowaną terapię genowa, replikację wymarłych gatunków czy implantację niemal każdego organu poza mózgiem. Towarzyszy temu drastyczne (ale nie karykaturalne) rozwarstwienie społeczne – na szczycie łańcucha pokarmowego mamy ogólnie pojętą genokrację, czyli tych których na wyżej wymienione zdobycze nauki stać, a na jego dole – naturalsów, których na nie nie stać. Genokracja, niemal nieśmiertelna dzięki zdobyczom medycyny i innych nauk, nie bywa wśród pospólstwa. Odizolowana od naturalnego społeczeństwa w strzeżonych niczym fortece drapaczach chmur, żyje w zamkniętych enklawach i pociąga za sznurki tymi co na dole, za pomocą swoich uzbrojonych po zęby i jeżdżących limuzynami podwładnych. Rozwój sztucznej inteligencji pozwolił na wielki postęp w dziedzinie robotyki, w finale którego produkuje się różnej maści androidy – zwykle tanią siłę roboczą, jak i bardzo rzadkie, wysublimowane biodroidy, które noszą w sobie w pełni funkcjonalne mózgi tych genokratów, których ciała nie dały rady.
Shin-Edo, czyli nowe Tokio, to pękające w szwach kilkudziesięciomilionowe miasto. Niewielkie terytorium wysp wymusiło wprowadzenie ścisłej państwowej kontroli urodzeń, co wprawdzie szybko wygenerowało czarny rynek ale jednocześnie znacząco wyemancypowało kobiety. Każdy obywatel jest skrupulatnie identyfikowany, czipy i skanery tęczówki oka skutecznie zastępują dokumenty tożsamości. Co ciekawe – ma do nich dostęp także przemysł rozrywkowy, biznes i reklama. Nie ma więc nic dziwnego w personalizowanej reklamie holograficznej, emitowanej tylko dla nas na ruchliwej ulicy. Neo-Web to laserowa lub optyczna sieć transmisji danych, oplatająca cały świat. Brzmi swojsko i znajomo, prawda?
No właśnie. Tutaj bowiem zaczyna się serce systemu. 4 maja 2046 r., w konsekwencji zaogniającej się sytuacji geopolitycznej w regionie, doszło do tzw. Incydentu Kuro. W wyniku błędu spowodowanego potężnym trzęsieniem ziemi w Chinach, w kierunku Japonii wystrzelony został pocisk jądrowy, który powinien raz na zawsze zmieść kraj kwitnącej wiśni z powierzchni ziemi. Tak się jednak nie stało. Pocisk zniknął w chmurze dziwnej energii, która pojawiła się znikąd i równie tajemniczo zniknęła.
No i się zaczęło. Oniemiałe rządy światowych mocarstw oskarżyły Japonię o łamanie traktatów międzynarodowych w zakresie bezpieczeństwa nuklearnego (rozwijanie zaawansowanych systemów bezpieczeństwa nie mogło być bowiem niczym innym, jak przygotowaniem do ataku) i zażądały wydania tajemniczej broni. Równie zdumiony japoński rząd początkowo próbował tłumaczyć, że żadnej takiej broni nie posiada i nie rozumie co się wydarzyło, ale nie wierzyły mu ani światowe mocarstwa ani własne społeczeństwo. Japonia nabrała więc wody w usta zgodnie z zasadą, że lepiej nic nie mówić niż powiedzieć za dużo. W ślad za żądaniami podążyły jednak poważne sankcje gospodarcze, finansowe, polityczne i militarne. Wyspy Japońskie otoczone zostały kordonem międzynarodowych okrętów wojennych, Nippon odcięty został od importowanych dóbr a społeczeństwo zamknięte jak w klatce.
I w takiej właśnie atmosferze wiszącej na włosku katastrofy, potężnych napięć społecznych, nieustającego strachu o przyszłość i osamotnienia w obliczu zmasowanych nacisków z zewnątrz, przyjdzie nam snuć własną opowieść.
Drivem systemu jest strach. Strach przed wojną i eksterminacją, przed tym co wydarzy się jutro a na co człowiek nie będą miał wpływu. Strach przed skutkami masowej inwigilacji i oderwanymi od rzeczywistości, wypaczonymi moralnie „elitami”. Strach przed zacierającą się granicą między ciałem i krwią a zaawansowaną technologią. Strach przed tym, o czym my w 2018 dopiero myślimy, a co w 2046 jest już na porządku dziennym.
W końcu strach przed tym… co jeszcze pojawiło się po Incydencie Kuro i o czym nikt głośno nie mówi. W co nikt jeszcze nie wierzy. Co każdy usilnie wypiera z własnych myśli, co stara się zagłuszyć. Ale o tym wolę nie pisać w nocy…